Po tragedii jaka się wydarzyła w Gdańsku, chyba nie było osoby, która chociaż przez chwilę w zadumie nie zadała sobie pytania nt. kruchości naszego życia.

O, śmierci, jakże przykra jest pamięć o tobie 
dla człowieka żyjącego spokojnie wśród swoich bogactw
” (Syr 41,1)

Wiele słów już zostało wypowiedzianych po tej tragedii, ja chciałbym się pochylić króciótko nad jednym aspektem, który ostatnio mocno dał znać o sobie w przestrzeni publicznej.

Chodzi o tzw. „hejt” czy inaczej mowę nienawiści. Właściwie nikt nie napisał jeszcze dokładnej definicji tego pojęcia, a w polskim prawie można znaleźć zapis o nienawiści tylko w Art. 256 Kodeksu Karnego.

Pojawiają się pomysły, aby nauczać w szkołach małe dzieci, kto jest najbardziej dyskryminowany, dlaczego i jak temu przeciwdziałać. Walka z mową nienawiści rozpoczęła się na dobre! Czy jednak to słuszna droga?

Czy znowu nie będziemy dzielić ludzi na tych co są bardziej krzywdzeni i mniej. Kto to zważy i zmierzy i w jaki sposób? Jak długo mamy walczyć z tą mową nienawiści i rzucać kamieniami w tych co nie wpasowują się w ustalone ramy? Jeszcze ważniejsze jest pytanie: kto te ramy społeczne miałby ustanawiać i jakim prawem? Pytań wiele – z odpowiedziami krucho…

A może lepiej uczyć już od najmłodszych lat szacunku do drugiego człowieka i to nawet w momencie, gdy totalnie nie popieramy jego światopoglądu czy stylu życia. Może lepiej pokazywać i szerzyć  dobro – niż walczyć ze złem. Trzeba przecież zawsze pamiętać, że każdy człowiek ma swoją godność dziecka Bożego i to już od momentu poczęcia w łonie matki.

Dla mnie jako kontra do bliżej nieokreślonej „walki” z nienawiścią przychodzi do głowy jedno – przykazanie miłości: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Czyż nie jest to genialne przykazanie w swojej prostocie, ale też i w treści?

Wiele razy miałem ochotę napisać czy powiedzieć tak, aby komuś w pięty „poszło”. Ale czy to będzie moja wygrana, czy może wręcz odwrotnie? Ostatnio np. musiałem mocno gryźć się w język. Był wieczór. Mycie, przebieranie, kładzenie spać naszych dzieci itd. Proza życia każdego rodzica. Ale jeden z naszej czwórki synów pokazał tzw. focha i miał inny plan na ten wieczór. Po długiej walce i wpakowaniu go do łóżka byłem strasznie podminowany, bo stracony czas można było przeznaczyć np. na pisanie „Gorczycy”. Poszedłem więc do swojego pokoju, uklęknąłem, zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie Golgotę, krzyż, a na nim Jezusa. Pomyśłałem – „Panie przecież Ty zrobiłeś to dla mnie, a ja nawet nad emocjami nie potrafię zapanować”. Popłynęła łza, nerwy puściły, wrócił pokój serca. Przyszedł czas na modlitwę.

Trwałe pojednanie ludzi i narodów jest możliwe jedynie w Bogu i jego bezgranicznej miłości.